Szczerze, to tak do końca nie wiemy co w wolnym czasie robią Szkoci. Z uwagi na nasze tutejsze zajęcie, wydaje nam się, że w wolnych chwilach nic nie robią tylko jeżdżą od hotelu do hotelu. Ewentualnie od B&B do B&B, tam jedzą wszystko co możliwe na śniadanie, a wieczorem wychodzą enjoyować wyszukaną kolację w restauracji.
No to co, do każdego kraju przyjeżdżamy poczuć się jak miejscowi, to stwierdziliśmy, że i tutaj trzeba być jak Brytyjczycy! Sezon się skończył, w hotelu cisza, trochę nam się zaczęło nudzić, Postanowiliśmy zrobić sobie urodzinowy prezent i też trochę powłóczyć się po B&B;). Wyobrażacie nas sobie w brytyjskich B&B? Przywykliśmy raczej do namiotu, couchsurfingu, ewentualnie hoteliku z dolara. Albo karimaty przy autostradzie gdzieś w Grecji. No tak, zaczęliśmy zarabiać przez pół roku w funtach i nam się w głowach poprzewracało;). Ale wiecie jaki czad, jaka odmiana? Przyzwyczajeni do indyjskiej hotelików, w których trzeba sprawdzić czy jak się położy własne prześcieradło na ta coś, to będzie się dało spać i koniecznie sprawdzić czy pod materacem nie ma jakichś dziwnych żyjątek. Tu... czysta, pachnąca pościel, z łazienki chciałoby się nie wychodzić, a na stoliku czekoladki i sherry w karafce. A na wegetariańskie śniadanie m.in. wege bekon...
I co ja robię tu? Uuu...   Czujemy się jednak dosyć zabawnie, jak dzieci robiące coś dla dorosłych. Ciekawe co oni sobie myślą, jak w takim B&B, w którym zatrzymują się raczej ludzie określani w UK słowem posh, co słownik tłumaczy jako "szykowny", a my prosimy żeby w pokoju był ten XBOX dostępny dla gości ;). 
Sprawiliśmy też trochę przyjemności podniebieniom, a w Stirling udało nam się nawet upolować indyjską restaurację z najprawdziwszą masalą dosą!
A tak poza tym to w Edynburgu było fajnie:). Tylko zimno trochę... ale powinniśmy już przywyknąć.

                   

   

   

A w Fort Augustus tymczasem mieliśmy przez chwilę zimę... :)